zcicha. Zatrzymałem go za rękę i zapytałem, starając się wzbudzić w nim zaufanie:
— Dlaczego płaczesz? Czy możesz mi powiedzieć?
Spojrzał na mnie, obtarł łzy i odpowiedział:
— Płaczę, bo nikt nie kupuje u Djangeh.
— Czy masz na myśli tę małą dziewczynę z figami po drugiej stronie ulicy?
— Tak.
— Przecież ty u niej kupujesz; widziałem to już kilka razy.
Sądził widocznie, że pomawiam go o łakomstwo, gdyż odrzekł żywo i jakby z oburzeniem:
— Ja fig nie zjadłem; oddam je Djangeh, gdy nasz pan odejdzie. Kupowałem tylko, żeby miała pieniądze; jeśli wieczorem nie przyniesie pięciu piastrów, biją ją i nie dają nic jeść, a potem przywiązują zgiętą do słupa. Ja zaś muszę osiem piastrów przynieść. Dzisiaj otrzymałem już cztery jako bakszysz, właściciel piwiarni daje mi dziennie trzy, więc potrzeba mi na dziś
Strona:Karol May - Chajjal.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.