Strona:Karol May - Chajjal.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

— Puść dziecko i to w tej chwili! — odpowiedziałem.
Wystawił zęby, jak zwierzę drapieżne, lecz nie zważałem na to. A kiedy nie usłuchał mego żądania, uderzyłem go pięścią w pierś tak, że palce mu się rozwarły i dziewczynka upadła na ziemię; nie śmiała powstać ze strachu. On cofnął się o dwa kroki, skurczył się, zacisnął pięści i chciał się rzucić na mnie.
— Stój! — zawołałem. — Czy wolno potomkowi proroka poważyć się na bijatykę?
To podziałało natychmiast. Wyprostował się nagle i zobaczyłem twarz, ale jaką! Urągała wszelkim opisom. Krew z niej ustąpiła, a pierwotna jej barwa zmieniła się w brudno-szarą. W otwartych ustach widać było dwa rzędy długich, żółtych zębów, oczy iskrzyły się, a oddech wydobywał się z gardła donośnem charczeniem.

— Psie! — syknął na mnie — Porwałeś się na szeryfa[1]. Czy znasz mnie?

  1. Wzniosły — tytuł potomka Muhammeda. (Arab.)