Strona:Karol May - Chajjal.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

— Usiądź pan przy mnie i słuchaj spokojnie!
Opowiedziałem mu przebieg wypadku tak obszernie, jak uważałem za konieczne. Napełniło go to takiem przerażeniem, że wysłuchał mego opowiadania do końca, nie rzekłszy ani słowa. Zato, kiedy skończyłem, wybuchnął tem obfitszemi skargami. Ponieważ posługiwał się językiem tureckim, nie rozumiały dzieci, co mówił. Przysłuchiwałem się spokojnie, zniosłem pełną trwogi nawałę słów i zapytałem wkońcu:
— Ależ, panie, czy boisz się tak bardzo tego Abd el Baraka? Mojem zdaniem, nie może panu ani trochę zaszkodzić.
— Nie? — spytał zdumiony. — Przełożony takiego bractwa, takiego potężnego związku!
— Co pana obchodzi ten związek? Czy jesteś także jego członkiem?
— Nie, ale czy nie zauważyłeś pan, z jakim szacunkiem zachowywano się wobec niego? On ma wpływy, które mogą być dla nas bardzo niebezpieczne.
— Służalczość, okazywana przez dru-