— Mnie? Czy szukają mnie tutaj?
— Tak, przybyli pod dom równocześnie ze mną.
— Skąd może mnie znać policja? Czy wymienili ci jakie nazwisko?
— Nie, pytali o człowieka, który wszedł tu z dwojgiem czarnych dzieci.
— A zatem mnie mają na myśli. Czy powiedziałeś im, że jestem tutaj?
— Tak.
— Głupcze! — krzyknął nań pan. — Tego nie powinieneś był mówić. To było w najwyższym stopniu głupie z twojej strony!
Selim zgiął plecy tak, że utworzyły z nogami kąt prosty, i rzekł głosem przygnębionym:
— Słusznie, całkiem słusznie!
— Nie karć go pan — mitygowałem Turka. — Widziano mnie w każdym razie i policjanci wiedzą, że się tutaj znajduję. Zaprzeczeniem pogorszyłby pan tylko moją sprawę. Ci dwaj panowie chcą pewnie ze mną mówić?
— Tak, natychmiast! — odrzekł długonogi.
Strona:Karol May - Chajjal.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.