Strona:Karol May - Chajjal.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie, ten mnie musi pozdrowić, w przeciwnym razie przepędzę go; kto zaś dotknie mnie nogą, temu wymierzam policzek, czego tu zaniechałem ze względu na pana. Usiądźmy sobie spokojnie!
— Spokojnie! — lamentował. — Zdaje mi się, że wkrótce będzie u nas bardzo niespokojnie. Byłeś pan zbyt zuchwały i pożałujesz tego!
— Chyba nie! Nie pierwszy to raz uczę takich ludzi grzeczności. Ja ich znam. Ustępliwość innych wbija tych ludzi w pychę, a tracą odwagę, gdy natrafią na odważnego człowieka. Jestem pewien, że...
Wtem okazało się, że sabtiehów dobrze osądziłem, gdyż sprawdziło się to właśnie, co zamierzałem powiedzieć. Drzwi otworzyły się powoli, a policjanci weszli, ukłonili się i pozdrowili nas słowem „sallam“. Groźba zwrócenia się w danym razie do kedywa poskutkowała. Zresztą, zawdzięczam ten efekt raczej mojemu szczęściu, aniżeli bystrości, jak się to wkrótce okazało.