legami po zioła. Doszlismy aż do przełęczy. Odpoczywaliśmy nieco i stąd ślady.
— Sprytna z ciebie bestja — rzekł Sternau. — A strzępek koszuli znalazłeś na krzaku, co?
— Tak — odpowiedział Garbo, znowu zmieszany.
— Pokaż nam ten krzak.
— Chodźcie, odszukam go.
Szukał, ale napróżno.
— Nie mogę go znaleźć — rzekł wreszcie.
— Byłem tego pewien — powiedział Sternau. — Jeżeli ktoś, spadający w przepaść z wysokiej skały, rozrywa koszulę, to powinny z niej zostać tylko poszarpane strzępy; ten zaś rąbek bielizny, który nam przyniosłeś, jest okrojony tak równo i dokładnie, że tylko ty sam mogłeś go odciąć.
— Tak, to prawda, — rzekł alkalde.
— Oświadczam tedy, — ciągnął dalej Sternau — że w żadnym wypadku nie mamy przed sobą zwłok hrabiego Manuela i że zachodzi tu jakaś zbrodnicza zamiana. Proszę o zaprotokułowanie mego oświadczenia. Żądam, by żaden ze śladów, które wskazałem, nie został zatarty. Mam nadzieję, iż zwłoki pozostaną tutaj, dopóki nie zjawi się corregidor, aby przeprowadzić dokładne śledztwo.
— Stanie się według pańskiego życzenia, doktorze, — rzekł alkad.
— Przy zwłokach pozostanie warta?
— Tak.
— A ten cygan, który wydaje mi się bardzo podejrzany, będzie aresztowany?
— Jeżeli pan sobie tego życzy, tak.
Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.
99