Sternau siedział w swoim pokoju. Chciał pracować, ale myśl o wypadkach niedawnej przeszłości, pochłaniała go zbyt silnie. Nie słyszał nawet pukania do drzwi i dopiero, gdy się to powtórzyło kilkakrotnie, rzekł:
— Proszę wejść.
Otwarły się drzwi. Sternau zobaczył przed sobą obcego człowieka, który ku jego zdumieniu nie zameldował się przed wejściem.
— Z kim mam przyjemność? — zapytał.
— Czy mam przyjemność mówić z doktorem Sternau, lekarzem hrabiego Manuela? — zapytał nieznajomy, zamiast odpowiedzieć.
— Tak.
— Jestem wysłany przez hrabiankę Rosetę de Rodriganda.
— Wybornie. Przybywa pan z Pons?
— Tak. Zajechała po mnie po drodze do Pons i prosi, by sennor przybył do niej natychmiast.
— Pocóż to?
— Tego mi nie powiedziała. Jest w towarzystwie pewnej pani.
— Tak. A pańska oberża gdzie leży?
Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.
IV
W WIĘZIENIU.
111