dziłem, by mi sennor stawiał pytania. To ja pytam, a pańskim obowiązkiem odpowiadać. Ile pan ma lat?
— Trzydzieści.
— Karany?
— Nie.
— Żonaty?
— Nie.
— Posiada pan jaki majątek?
— Nie.
— Naprawdę? Nie? — spytał sędzia podejrzliwie.
— Nie.
— Ile gotówki ma pan przy sobie?
— Około trzydziestu duros.
— Niech-no pan pokaże.
Sternau podał sakiewkę. Sędzia przeliczył zawartość i zanotował sumę, podobnie, jak notował wszystkie odpowiedzi Sternaua.
— Gdzie pan mieszkał w ostatnich czasach?
— Na zamku Rodriganda.
— A przedtem?
— W Paryżu.
— Cóż pana sprowadziło na zamek?
— Zostałem wezwany do chorego hrabiego Manuela.
— Leczył go pan?
— Tak.
— Czy miał pan do tego prawo?
— Któż mi miał, czy mógł zabronić?
— Ja, juez de lo criminal, — rzekł sędzia. — Czy był pan stałym lekarzem w Rodriganda? Czy miał pan urzędowe zezwolenie na wykonywanie praktyki?
— Nie.
Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.
115