Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie powiem swego nazwiska, będzie to niespodzianka. Jestem przyjacielem sennora Corteja.
Służący zameldował nieznajomego. Cortejo był sam w pokoju i polecił, aby przybysza wpuszczono.
— Podał się sennor za mego przyjaciela, tymczasem ja nie znam pana — rzekł.
— Nie? Za chwilę mnie pan pozna!
Po tych słowach zdjął przyprawioną brodę i perukę.
— Capitano! — zawołał notarjusz.
— Tak. To ja. Przyszedłem zapytać pana, gdzie jest porucznik de Lautreville?
— Nie wiem.
— To nieprawda. Wiecie o tem doskonale, sprzątnięto go przecież.
— Nie moja to sprawa.
— O, przeciwnie. Pragnęliście, abym ja go zabił.
— Nietylko jego, ale i doktora. Dlaczego nie dotrzymaliście słowa?
— Bo chciałem wiedzieć, czy wy go dotrzymacie w sprawie porucznika.
— E, dajmy pokój zabawie w chowanego. Czy przyznajecie, że ten porucznik to hrabia Alfonso de Rodriganda?
— Tak.
— Dlaczegoście go tutaj przysłali?
— To moja rzecz.
— Czy wiedział, kim jest?
— Nie; ale gdzież on jest teraz?
— Nie żyje.

134