Gasparino Cortejo udał się do Barcelony.
W porcie tego miasta stał śród innych statków trójmasztowiec imieniem „La Péndola“, co znaczy — piórko, albo — wahadło. Człowiekowi nieobeznanemu z żeglugą mogłaby się ta nazwa wielkiego, ciężkiego trójmasztowca wydać dziwną, ale marynarz zrozumiałby odrazu, dlaczego statek tak właśnie ochrzczono. Miał bowiem konstrukcję tego typu, że mógł osiągnąć szybkość niezwykłą, że jak piórko płynął po falach. Statki takie ulegają łatwo hawarji, albo, jak się to mówi w języku marynarskim — łatwo łamią kręgosłup; trzeba szczególnej zręczności, aby statkiem takim kierować.
Landola zamknął się z notarjuszem w kajucie statku. Cortejo siedział nad pliką papierów i rachunków, które tylko co sprawdził. Odłożywszy pióro, rzekł:
— Jestem z pana zadowolony. Na moją część przypada trzydzieści tysięcy duros. Nie spodziewałem się tym razem takiego zarobku.
Kapitan zapytał z zimnym spokojem:
— Czy mam wypłacić pieniądze zaraz, czy też zostawi je sennor w interesie?
— Zostawię.
— Doskonale. Czy jest jeszcze jaka sprawa?
Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.
II
POHON UPAS.
34