uroczysty był dla zamku, Cortejo wrócił. Jadąc przez wieś, dziwił się niemało, że wszyscy ubrani odświętnie. Usłyszawszy o przyczynie powszechnej radości, udał się natychmiast do Klaryssy, aby od niej zasięgnąć języka.
Późnem popołudniem Sternau i Roseta siedzieli w pokoju hrabiego. Hrabia nalegał, aby przywołano do niego syna. Sternau, chcąc nie chcąc, postanowił spełnić jego wolę.
— Poślę po niego — rzekł, wychodząc do przedpokoju.
W przedpokoju polecił służącemu:
— Niechaj tu przyjdą hrabia Alfonso i porucznik de Lautreville. Ale niech wejdą do pokoju jednocześnie.
Mariano nie miał pojęcia o planie doktora. Nie był dziś odziany w mundur, nosił szykowne ubranie cywilne. W przedpokoju spotkał się z Alfonsem, który udał, że go nie widzi. Hrabia Manuel zdjął z oczu opaskę i niecierpliwie czekał na syna.
Gdy Alfonso i porucznik weszli do pokoju, wzrok hrabiego Manuela padł najpierw na Alfonsa; po chwili jednak skierował oczy na porucznika i, podchodząc do niego, zawołał:
— Synu mój, widzę cię nareszcie! Pójdź w moje objęcia!
Porucznikowi krew uderzyła do głowy, opanował się jednak. Jakże chętnie padłby w objęcia tego starca! Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, ubiegł go Alfonso:
— To pomyłka, ojcze! To ja jestem hrabią Alfonsem.
Hrabia Manuel popatrzył nań ostro i rzekł:
Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.
39