Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

może wiedział? Chwała Bogu, że się to dziś zmieni, jutro byłoby może za późno.
— Cóż się ma stać dzisiaj? — zapytała Klaryssa.
— Dowiecie się o tem później. Idźcie wcześnie na spoczynek i nie troszczcie się o nic. —
Przed dziesiątą Cortejo opuścił zamek i przybył na miejsce umówione, gdzie go już oczekiwał Landola. Obok kapitana stał powóz, przy nim zaś sześciu krzepkich marynarzy. Jeden z nich pozostał przy koniach, reszta zaś udała się za kapitanem w kierunku zamku.
— Jakżeż weźmiemy się do rzeczy? — zapytał Landola.
— Bardzo prosto — odparł notarjusz. — Cała służba zabawia się we wsi. Porucznik jest tam również; widziałem, jak poszedł. Przejdziecie przez tylne drzwi do jego pokojów, które stoją otworem. Ukryjecie się w sypialni, a skoro wróci, trzeba go będzie skrępować.
— Łatwo powiedzieć! Ale w jaki sposób stamtąd wyjdziemy?
— Tą samą drogą. Zaczekacie, aż przyjdę do was.
Stało się, jak Cortejo polecił. Mieszkanie porucznika tonęło w ciemnościach. Dostali się tam i ukryli. —
Sternau i Roseta byli u hrabiego, a lady Amy zaproponowała porucznikowi spacer po wsi. Tam zaszli do gospody miejscowej, zwanej ventą, gdzie przy dźwiękach fletu i cyfry ochoczo tańczyły pary wieśniaków, poczem wrócili na zamek. Przed pożegnaniem się Angielka zapytała:
— Pan ugina się pod brzemieniem jakiejś tajemnicy, poruczniku?

41