Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

prędkiego powrotu hrabianki. Hrabia miał wprawdzie coś w rodzaju daszka nad oczyma, ale wyglądał dobrze i był nastrojony pogodnie.
— Dzieńdobry, Cortejo; przychodzi pan w samą porę, bo miałem po śniadaniu posłać po pana.
— Jestem na usługi pana hrabiego — rzekł Cortejo czołobitnie.
— Wiem o tem. Od lat służy mi pan wiernie i uczciwie; mam nadzieję, że niezadługo przyjdzie czas, kiedy będę mógł odwdzięczyć się panu za wszystko. Jeżeli okazałem się kiedy niecierpliwy, porywczy, trzeba to położyć na karb mojej choroby. Dziś, gdy wzrok odzyskałem, czuję się szczęśliwy i spokojny. Czy ma sennor może jaką prośbę do mnie?
— Tak, ekscelencjo.
— Niechże pan powie, jaką. Postaram się ją spełnić.
— Ekscelencjo, nigdy nie proszę o rzeczy, które mnie dotyczą, — odparł z dumą notarjusz. — Moja prośba ma więc charakter wyłącznie służbowy; czy mogę odczytać projekt nowej umowy z dzierżawcą Antonio Firenza?
— Przeczytać? Spróbuję go sam odcyfrować. Doktora Sternaua niema, pojechał do Barcelony, nie przyłapie mnie więc na nieposłuszeństwie. Proszę mi pokazać ten kontrakt.
Cortejo podał kontrakt hrabiemu. Ręka mu przy tem drżała, zaniepokoiła go bowiem wzmianka hrabiego, że Sternau udał się do Barcelony.
Hrabia wziął kontrakt i podszedł z nim do biurka. Spoczął przy nim, zapraszając notarjusza ruchem ręki, aby usiadł naprzeciw. Okna były jeszcze zasłonięte

55