Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy coś nagłego?
— Don Manuel ciężko zachorował.
— Czy to możliwe? Na oczy?
— Nie. Tutaj.
Goniec wskazał na głowę, tak, by nie spostrzegł tego właściciel oberży.
— Wypij prędko szklankę wina, wracamy.
Po drodze Sternau dowiedział się, że notarjusz opuścił zamek. Zapytał gońca:
— Czy możesz chwilowo nie wracać do Rodriganda?
— Mogę, sennor.
— Czy chcesz w mojej sprawie pojechać do Barcelony?
— Pojadę chętnie.
— Dowiedz się tam w porcie, którego dnia ma wyruszyć w drogę statek Landoli „La Péndola“.
— Dobrze.
— Niech się jednak za żadną cenę nie dowie Gasparino Cortejo o celu twojej podróży. Pamiętaj o tem, gdybyś go miał spotkać w Barcelonie. Dostaniesz sowitą zapłatę, gdy sprawę załatwisz.
Goniec pogalopował w kierunku Barcelony.
Drogę, do której trzeba normalnie trzech godzin, Sternau odbył w przeciągu jednej godziny. Gdy przybył na zamek, pierwszą osobą, którą spotkał przy bramie, był Alimpo.
— Hrabia zupełnie postradał zmysły — rzekł Alimpo do Sternaua zrozpaczonym głosem.
— To niemożliwe. Gdzież się znajduje?

68