Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam nadzieję, że mu sennor nie pozwoli na żadną uwagę.
— Ależ oczywiście, że nie. Jestem lekarzem sądowym i znam swoje obowiązki. Czy możemy zaczynać?
— Tak.
Rozmowę tę toczyli półgłosem, tak, że nikt z obecnych jej nie słyszał.
Alkad podszedł do zwłok wraz z doktorem Ciellim i notarjuszem.
— Przedewszystkiem ma pan stwierdzić, czy fakt śmierci jest tu pewny, — rzekł Cortejo do doktora.
Cielli rzucił okiem na zdeformowane zwłoki i rzekł:
— Śmierć nastąpiła bezwątpienia.
— Proszę to zaprotokołować, panie sędzio, — polecił Cortejo. — A teraz należałoby jeszcze ustalić przyczynę śmierci.
— Śmierć nastąpiła wskutek runięcia w przepaść.
— I to należy zaprotokołować. Ale najważniejsza rzecz, to ustalenie tożsamości nieszczęśliwego. Ma na sobie nocną koszulę hrabiego, jest boso. Hrabia targnął się w przystępie obłędu na swe życie, to zdaje się fakt niewątpliwy. Zgadza się pan ze mną, doktorze?
— Najzupełniej.
Cortejo zwrócił się do rządcy.
— Alimpo, czy wiadomo panu, jak nocy ostatniej był ubrany hrabia?
— Tak; bieliznę przyniosła hrabiemu moja Elwira.
Cortejo wskazał na krwawe strzępy koszuli, leżące obok zwłok. Alimpo podszedł bliżej i schylił się nad niemi.

92