Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zgoda. Ale uwaga pańska, doktorze, wydaje mi się śmieszną i dziwną. Dlaczegóż nie należy przenosić trupa na zamek?
Oczy wszystkich zwróciły się na Sternaua. Cortejo mówił tonem wyniosłym i butnym, doktór Cielli nie starał się ukryć wcale ironicznego uśmiechu, hrabia Alfonso lekceważąco kiwał głową. Reszta obecnych czekała w skupieniu na odpowiedź Sternaua.
— Te zwłoki nie powinny być przeniesione na zamek, gdyż to nie trup hrabiego, a jakiegoś innego, nieznanego człowieka — rzekł zimno Sternau.
Na te słowa, które zelektryzowały słuchaczy, odparł Cortejo z ironią:
— Ah, tak. Więc nie jest to trup hrabiego Manuela? Czy pan nie cierpi przypadkiem na tę samą chorobę, która pchnęła hrabiego w objęcia śmierci? Zabrać zwłoki i koniec!
— Nie, zwłoki zostaną tutaj, dopóki nie wypowiem, co o nich sądzę, — sprzeciwił się Sternau. — Potem możecie z niemi robić, co się wam podoba.
— Mnie zdanie pańskie nie interesuje. Jazda, zabierać trupa!

— Przepraszam pana, sennor Cortejo, — wtrącił alkad. — Jako przedstawiciel władzy oświadczam, że doktór Sternau musi być wysłuchany. Ściśle rzecz biorąc, zwłoki powinny zostać na miejscu, dopóki nie obejrzy je corregidor[1]; tak było z trupami rozbójnikow, którzy w parku napadli na doktora, tak również z trupami tych, których zabił porucznik de Lautreville. Tu chciałem odstąpić od przepisu, kierując się myślą, że nie nastąpiło zabójstwo, a tylko nieszczęśliwy wypadek. Teraz spra-

  1. Sędzia najwyższego trybunału.
94