Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jednego nazywali sennor mandatario, drugiego sennor advocatore, trzeciego sennor secretario.
— Wymieniłaś tylko piastowane przez nich godności. Czy któryś z tych ludzi zabrał testament?
— Tak jest. Sennor mandatario. Żegnając się z sennorem Arbellezem, oświadczył, iż testament będzie przechowany w bezpiecznem miejscu.
— Może któryś ze służących, lub vaquerów zna tego człowieka?
— Nie, nikt go nie zna.
— Od tego czasu nie było go tutaj?
— Nie.
Cortejo huśtał się przez cały czas w hamaku, nie odzywając się ani słowem. Zabrał głos dopiero teraz:
— Zostaw to, Józefo! Na tej drodze nie dowiesz się niczego. Arbellez musi sam wszystko wyznać. Zamkniemy go w piwnicy. Głód i pragnienie otworzą mu usta. Powie wtedy, gdzie przechowuje akt kupna, wystawi nawet na nasze żądanie pisemną prośbę, aby nam akt ten wydano.
— Chcesz czekać, póki go nie zmoże głód i pragnienie?
— Tak. Czy znasz lepszy środek?
— Oczywiście. Mam nadzieję, że mi zostawisz zupełną swobodę działania.
— Muszę wiedzieć, jaką postać przybierze ta swoboda.
— Dowiesz się o wszystkiem. Muszę jednak postawić jeszcze jedno pytanie temu panu.
Zwróciła się do Arbelleza i zapytała:

102