Oczy jej błyszczały złowrogo, piersi falowały ze wzburzenia.
— Ależ, sennorita, — rzekł Anselmo zdumiony — nie rozumiem pani.
— Zaraz zrozumiecie wszystko. Powiedzieliście przed chwilą, że jesteście wraz ze swym panem zwolennikiem Juareza. Jeżeli wszyscy jego zwolennicy są takimi głupcami, jak wy i wasz pan, w takim razie niema żadnych wątpliwości, iż będzie wisiał. Czy wiecie, gdzie jest Arbellez?
— Mam wrażenie, że uciekł, — wyjąkał vaquero, stropiony nagłą zmianą, jaka zaszła w Józefie.
— Jeżeliście w to uwierzyli, jesteście istotnie stokrotnym osłem!
Anselmo nie odpowiedział ani słowa. W jego poczciwej głowie nie mieścił się podobny podstęp. Dopiero po dłuższem wahaniu rzekł:
— Przecież pani sama tak mówiła, sennorita.
— Owszem, mówiłam, lecz nie przypuszczałam, iż jesteście tak naiwni i uwierzycie tym słowom. Sądzicie więc, że Cortejo pozwoliłby uciec Arbellezowi?
— Stało się to przecież dzięki wam.
— Ależ przeciwnie. Dzięki mnie Arbellez został właśnie wzięty do niewoli.
— Wzięty do niewoli?
Vaquero otworzył szeroko oczy i zacisnął wargi.
— No tak; siedzi na dole w piwnicy. Umrze z głodu.
— Nie żartujcie tak okrutnie, sennorita!
— Gdybyście wiedzieli, kim jestem, nie uważalibyście tego za żarty. Chcąc rozwiązać wam język, ode-
Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.
117