wysoko postawionych osobistości. Nie chcę jej ściągać ku sobie.
— Nie macie racji. To przesadna delikatność. Onieśmielenie wasze minie bezwątpienia.
— Nie jestem tego pewien. Chcecie mi więc okazać łaskę, o którą prosiłem?
— Nie możecie zginąć!
— Któż to wie? Czy nie zbliża się bitwa?
— Więc dobrze. Przyrzekam, że spełnię waszą prośbę.
— Dziękuję. Możemy wracać.
Ruszyli ku gospodzie. —
Rezedilla przygotowała z pomocą Emmy pokoje gościnne. Sternau i Gerard weszli do oberży, gdy wspinała się po schodach z miską wody. Nie zauważyła ich. Gerard udał się na górę, aby z nią pomówić.
Myśl o przepaści, dzielącej przeszłość od teraźniejszości, dręczyła go w ostatnich czasach ogromnie. Nie wierzył, by mu się udało wyzwolić z wewnętrznych rozterek, by potrafił zagłuszyć pełen wyrzutów głos sumienia. Postanowił skończyć z tą sprawą.
Zauważywszy, że ukochana jest sama w pokoju, zapukał. Była pochylona nad wiązanką kwiatów.
— Czy nie cieszył się pan również z powrotu Emmy? — zapytała, gdy tylko wszedł.
— Owszem, cieszyłem się razem z panią.
— Dziś właśnie otrzymałam od ojca Emmy list, w którym pisze, że chce, bym została dziedziczką hacjendy del Erina. Miałam go odwiedzić.
— W tej niebezpiecznej chwili?
— Liczyłam na pańską opiekę.
Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
7