Wyszedłszy ze swego pokoju, spotkał Juarez Sternaua, który bawił przez krótką chwilę u Apaczów i wrócił, aby zobaczyć, co się dzieje z Czarnym Gerardem. Po wymianie kilku zdań okolicznościowych, prezydent zapragnął pomówić z hrabią. Weszli więc obydwaj do pokoju, w którym don Fernando przebywał. Potoczyła się rozmowa; prezydent dowiedział się szczegółów, dotyczących rodziny Rodriganda.
— Wszystko to brzmi jak koszmarna bajka — rzekł. — Człowiek pyta samego siebie z obrzydzeniem, czy doprawdy na świecie mogą istnieć ludzie tego pokroju, co Landola i Cortejowie. Sennor Mariano, czy jest pan przekonany, że hrabia Fernando to stryj pański?
— Nie ulega wątpliwości. Don Fernando jest tego samego zdania.
— Trzeba teraz wyjaśnić jeszcze pewne ciemne momenty tej sprawy. Uczynię wszystko, co w mojej mocy.
— Pomoc pańska będzie dla nas dobrodziejstwem — rzekł don Fernando.
— Ach! — odparł Juarez skromnie. — Jest przecież chwilowo równa zeru. Mam jednak nadzieję, że wkrótce przekonacie się panowie, jak bardzo sprawa ta leży mi
Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
III
WROTA ŚMIERCI
65