Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Za chwilę skręcimy w lewo, wtedy będzie można zsiąść z koni.
— Nie widzę hacjendy.
— Patrzcie dobrze w lewą stronę. Czy widzicie ciemne pasma na horyzoncie? To las.
— Las? Chcecie więc w lesie zsiąść z koni? Dałem wam ludzi, aby pobrać łupy, a nie poto, aby się tłuc po lasach.
— Któż od was tego wymaga? W lesie zatrzymamy się na krótko.
— Zbyteczna zwłoka.
— Tak uważacie? A jeżeli Francuzi kwaterują w hacjendzie?
— Do pioruna, macie rację! Wszędzie ich pełno. Ale hacjenda leży na ustroniu. Czegóż Francuzi mieliby tam szukać?
— To prawda, leży na odludziu, ale w każdym razie niedaleko zdobytej Monclovy. Nie byłoby więc nic dziwnego, gdyby nieprzyjaciel zajął hacjendę i rozlokował tam przednie straże.
— Przypuszczam, że straże te nie byłyby zbyt silne.
— Trudno przewidzieć. Trzeba się jednak i z tem liczyć, że nieprzyjaciel obwaruje hacjendę.
— Może macie słuszność. Wyślijmy więc kogoś na zwiady. Musimy jednak jechać ostro, aby jak najszybciej dotrzeć do lasu. — —
Hacjenda del Erina wyglądała tak samo, jak przed laty, z tą tylko różnicą, że była w ręku Francuzów.
Za czemś w rodzaju obwarowania stał posterunek

82