piecznymi, ponieważ był tam Winnetou i ja, a bali się, że ich podejdziemy. Tu rozmawiali o nas i o zamierzonym napadzie. Potem posunęli się trzej czerwoni dalej, aby zaczekać na Juwaruwę, który przyszedł tu do nich. Zdrajca natomiast powrócił stąd do shopu. Nie jestem przyjacielem takich widowisk, ale to wszystko spowodował łotr, którego należy bezwarunkowo zlynchować!
— Kto to jest, kto, kto? — pytano ciągle dokoła.
Tylko metys milczał jak zaklęty.
— Zaraz, zaraz się o tem dowiecie! Pójdziemy tylko jeszcze kawałeczek tropem, dopóki nie będę wam mógł pokazać, jak dokładnie noga jego przystaje do odcisku na ziemi. Chodźcie, moi panowie!
Prowadząc ludzi znowu na przednią stronę domu, uważał bystro na metysa. Ten szedł powoli jeszcze kilka kroków, potem jednak rzucił się w bok w kilku szybkich skokach i zniknął z oczu. Teraz zbliżyła się chwila stosowna. Należało bezwarunkowo nie pozwolić na to, żeby mieszaniec mógł tchu złapać, a tem mniej został tutaj, aby się ukryć i podsłuchać, co zamierzają mieszkańcy obozu. To też Old Shatterhand zatrzymał się wkrótce i powiedział:
— Oto tu dowiecie się, kto jest tym łotrem. Yato Inda niechaj do mnie przyjdzie! — Oglądnąwszy się zaś na chwilę, zawołał: — Gdzie metys?
— Metys? — pytano. — Czy to on?
— Oczywiście, że on! Myślałem, że sami odgadniecie. On nie nazywa się Yato Inda, lecz Ik Senanda i jest wnukiem Czarnego Mustanga. Wódz ten chce napaść na obóz i przysłał go tutaj, żeby wybadał, czy nadarzy się do tego dobra sposobność.
Na to rozległ się krzyk, ryk i wołania za zbiegłym, brzmiące daleko po dolinie. Old Shatterhand przekrzyczał je swoim potężnym głosem, mówiąc:
— Po co hałasujecie? Metys pobiegł do swojego wigwamu, by zabrać konia i umknąć. Spieszcie za nim, bo wam ucieknie!
— Do swojego wigwamu? — wrzeszczał jeden głoś-
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/100
Ta strona została skorygowana.
— 68 —