— Oczywiście, że Chińczycy! — odrzekł Old Shatterhand.
— Okradziono was prawdopodobnie, sir, a razem z wami nas!
— Uff, uff! — dodał Apacz. — Nasze strzelby przepadły.
— Nie bierzcie mi tego za złe, mr. Winnetou, ale wam chyba rozum nie dopisuje? — zawołał inżynier z przestrachem.
— Przepadły strzelby — powtórzył wódz.
— Ja to także mówię — oświadczył Old Shatterhand bez rozdrażnienia.
— I mówicie to tak obojętnie, jak gdyby chodziło o kilka zapałek, a nie o trzy najkosztowniejsze strzelby na dzikim Zachodzie!
— Pocóż się zbytnio niepokoić? Toby tylko sprawie zaszkodziło. Im spokojniej przyjmiemy rzecz całą, tem rychlej i pewniej odzyskamy strzelby.
— Nie wyobrażam sobie, żeby dopuszczono się kradzieży. Ale jeśli rzeczywiście to się stało, to będą te łotry musiały wydać strzelby natychmiast. Za karę wypędzę ich, ale wprzód każę ich oćwiczyć na pół lub trzy ćwierci do śmierci.
— Oni nie mogą zwrócić strzelb!
— Nie? A to czemu?
— Ponieważ sami już ich nie mają.
— A kto?
— Komancze.
— Do licha! To byłoby dla was źle, bardzo źle! Jak przyszła wam do głowy ta myśl nieszczęsna?
— W bardzo prosty sposób. Ślady Chińczyków łączą się ze śladami Komanczów i zaraz wracają. Czerwoni odebrali im strzelby.
— Sądzicie więc, że strzelby skradziono umyślnie dla Indyan?
— Nie! Pierwotnie, widząc te tropy obok siebie, przypuszczałem wprawdzie, że byli w tajemnem porozumieniu, teraz jednakowoż nie wątpię, że tak nie jest. Chińczycy dokonali kradzieży na własną rękę, a gdy
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/103
Ta strona została skorygowana.
— 71 —