— Put yen put jii, put yen put jii! — krzyknął pierwszy Chińczyk od szynkwasu.
Ten trwożny okrzyk znaczy tyle, co: „ani słowa nie mówić, ani słowa!
— Tien na, agaj yn! O nieba, biada, biada! — zawołał jego towarzysz, poznawszy teraz dopiero, jaki błąd popełnił.
— Milczcie! — zaśmiał się Old Shatterhand. — Poznaliście właśnie, że na nic wam się nie przyda wasza chińszczyzna. Dowiedziono wam winy, zostaniecie powieszeni lub rozstrzelani bezwarunkowo jeszcze dzisiaj wieczorem, jeśli się w dalszym ciągu będziecie wypierali. Jeśli zaś opowiecie nam dokładnie, jak się to stało, darujemy wam życie.
— Darujecie życie? — spytał drugi Chińczyk, mniej uparty od tamtego. — A jaka potem spotka nas kara?
— To będzie zależało zupełnie od waszej szczerości. Jeśli nic nie zataicie, ale to nic, to w każdym razie lepiej na tem wyjdziecie, niż sami przypuszczacie.
— W takim razie powiem; tak, opowiem!
Chińczyk spojrzał pytająco na współzłodzieja, który skinął mu głową potakująco, widząc, że raz zalazłszy w błoto, nie należy się już pchać w nie dalej. Zbliżył się, trzymając rękę na piekącym policzku i obaj opowiedzieli, częścią z własnej inicyatywy, a częścią na pytania, jak się wszystko odbyło. Gdy przyznali się do wszystkiego, zwrócił się szczerszy z nich do Old Shatterhanda:
— Teraz usłyszeliście już wszystko, sir. Nie mamy wam już nic do powiedzenia, jesteśmy więc pewni, że nam karę całkiem darujecie.
Na to zerwał się inżynier do niego:
— A tobie co, złodzieju? Całkiem karę darować? Piękne żądanie! Czy ty wiesz, co to znaczy westmanowi broń ukraść? To znaczy narazić go na pewną śmierć! I to jeszcze takie strzelby! Chciałem kazać na śmierć was zaćwiczyć, ale ponieważ mr. Shatterhand temu się sprzeciwił, a wy zgodziliście się wyznać winę, przeto
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/111
Ta strona została skorygowana.
— 77 —