Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/118

Ta strona została skorygowana.
—  84   —

Urzędnik nie sprzeciwiał się więcej i wyszedł, a gdy w kilka minut powrócił, rzekł:
— Depesza poszła. Przyjąłem przez to na siebie pewną odpowiedzialność, ale spodziewam się, że wybrnę z kłopotu, gdyby coś takiego zaszło.
— Nie obawiajcie się, sir! Nie spotka was żaden zarzut — uspokoił go Old Shatterhand.
— Mogliście mi jednak przedtem powiedzieć, co maszyna tutaj ma robić!
— Nie chciałem tracić czasu, ponieważ trzeba będzie w niej dopiero rozpalić, zanim stamtąd ruszy.
— To słuszne. Właśnie odpowiedziano mi tak stamtąd. A kto pojedzie od nas?
— Winnetou, ja i nasi dwaj towarzysze ze wszystkimi końmi.
— A z nas nikt?
— Nie.
— Ależ, mr. Shatterhand, ja nie mogę wziąć tego na siebie. Nasze maszyny i wozy nie są na prywatne pociągi.
— Tu nie idzie bynajmniej o sprawę prywatną, lecz o pomoc dla was przeciw Komanczom. Wyjaśnię wam w krótkości, jak rzeczy stały, zanim przybyliśmy tutaj, a jak stoją teraz. Nie opieram się na domysłach, lecz na niewzruszonych pewnikach. My się nie łudzimy, lecz znamy zamiary nieprzyjaciół tak dobrze, jak gdybyśmy brali udział w ich naradach. Czarny Mustang postanowił na Camp napaść i wysłał swego wnuka metysa tutaj pod fałszywem nazwiskiem, aby wyszpiegował, kiedy nadarzy się do tego dobra sposobność. Dzisiaj wieczorem zeszli się tutaj, aby oznaczyć dzień napadu. Prawdopodobnie nie byłby on tak prędko nastąpił, gdyby nas tu nie było, a metys nie został zdemaskowany. Czerwoni byliby jeszcze czekali. Teraz jednak wiedzą już, żeśmy ich przejrzeli i wykonają zamach, zanim zdołacie go udaremnić przez założenie fortyfikacyi i przez inne zarządzenia. Jestem nawet pewien, że napadliby zaraz dzisiaj, gdyby znacznych przeszkód nie było.