Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/121

Ta strona została skorygowana.
—  87   —

posiadał! Największa ostrożność nigdy nie zawadzi, a zwłaszcza kiedy chodzi o tyle żyć ludzkich.
— Well! Muszę jednak posłać wiadomość poprostu o tem, że przybędzie czterech pasażerów, bo to muszę uczynić. Ale to byłoby straszne nieszczęście, gdybyście się pomylili co do dzisiejszej nocy!
— Co przez to chcecie powiedzieć?
— Gdyby tak Komancze dzisiaj jeszcze nadeszli, a was nie było tutaj!
— Nie nadejdą!
— Tak sądzicie, sir! Przyznaję, że w tych sprawach jesteście tysiąc razy mądrzejsi odemnie, ale sami powiedzieliście przedtem, że nigdy nie można być zanadto ostrożnym.
— Nie przeczę wcale. Czyńcie więc, co uważacie za swój obowiązek!
— Dobrze, ale co jest moim obowiązkiem?
— Każcie po różnych bokach obozu porozpalać ogniska i postawcie tam straże. Gdyby Komancze znajdowali się w pobliżu, oczem stanowczo wątpię, zobaczą, że mamy się na baczności i nie odważą się na atak.
— Najlepiej będzie rzeczywiście, jeśli tak zrobię.
Inżynier oddalił się, aby wydać rozkazy i niebawem zapłonęło sześć wielkich ognisk, które oświetlały cały obóz. W domu także postawił wartę, aby mu zaraz doniosła, gdyby zadzwonił znajdujący się tam aparat telegraficzny. O śnie nie było mowy. Zawczasu poczyniono przygotowania do jazdy koleją. Dla czterech pasażerów i ich koni wystarczał jeden obszerny towarowy wóz, w którym ustawiono kilka wygodnych siedzeń. Gdy zabrzmiał sygnał i nadeszła wiadomość, że z Rocky-Ground odjechała maszyna, wprowadzono konie do wozu, a dla ich właścicieli ugotowano jeszcze mocnego grogu na pożegnanie. W półtorej godziny nadjechała lokomotywa, wóz przyczepiono, podróżni pożegnali się, wsiedli, a inżynier wysłał naprzód wiadomość, że w Rocky-Ground mają oczekiwać czterech podróżnych.
Chociaż tor był tylko tymczasowy, a na dworze