Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/122

Ta strona została skorygowana.
—  88   —

panowała zupełna ciemność, mimo to pędził ten krótki pociąg z szybkością pospiesznego, jak to jest zwyczajem amerykańskim. Przez całą drogę nie wychyliło się ani jedno światło, ponieważ pociąg nie zatrzymywał się nigdzie. Nie można było rozróżnić gór, dolin, preryi ani lasów; zdawało się, że pociąg leci bezustannie nieskończonym tunelem, a czterej podróżni odczuli przyjemne zadowolenie, kiedy nareszcie maszyna odezwała się przeraźliwym gwizdem, a przed nimi wynurzyły się światła celu podróży.
Tu płonęło także kilka ognisk, — a przy ich świetle widać było przedewszystkiem długi, nizki, budynek, o bardzo szerokiem wejściu. O drzwi stała oparta szczupła, niezbyt wysoka, postać w stroju westmana. Nieco bliżej szyn stała druga osoba, która po zatrzymaniu się pociągu przystąpiła do wozu, odsunęła całkiem na pół otwarte drzwi i rzekła:
— Rocky-Ground! Wysiadajcie, panowie! Jestem ciekawy, jakiego rodzaju ludzi mój kolega z Firwood - Camp wozi osobno po nocy.
— Zaraz się przekonacie, sir — odrzekł Old Shatterhand. — Przypuszczam oczywiście, że jesteście tutaj urzędnikiem.
— Jestem inżynierem, sir. A wy?
— Usłyszycie nasze nazwiska, gdy będziemy przy ognisku. Czy macie dobre pomieszczenie na cztery konie?
— Zobaczymy. Wyjdźcie na razie sami!
Spojrzał po kolei wszystkim w oczy, gdy wysiedli z wozu i mruknął potem rozczarowany:
— Hm! Sami nieznajomi! Nawet jeden czerwony przytem! Spodziewałem się kogo innego!
— Może przełożonych, lub czegoś podobnego? — zaśmiał się Old Shatterhand. — Milionowych akcyonaryuszy, co? Nie bierzcie nam tego za złe, że my, ludzie prości, przerywamy wam spokój nocny! Pojedziemy zaraz dalej, będziecie jeszcze mogli spać.
— Pojedziecie dalej? W takim razie jesteście zapewne myśliwcami, albo łapkarzami?