— Widzimy się tutaj znowu, ponieważ tak mi się powodzi, jak przepiórce.
— Szczególne zestawienie!
— Wcale nie szczególne! Gdy się przepiórce u nas nie podoba, niepokoi się i leci za morze. Taksamo pan długo w domu się nie zatrzymuje. Ilekroć się zapuka do pańskich drzwi, aby pana odwiedzić, pokazuje się, żeś pan już wyleciał. Muszę zatem lecieć za panem, jeśli chcę mówić z panem koniecznie. Miałem do pana małe pretensye, wsiadłem więc na statek na Elbie, aby udać się do pana. Tymczasem u pana powiedziano mi, że pojechał pan tu, aby się spotkać z Winnetou. Porwała mnie preryowa gorączka, zamknąłem swoją willę i popędziłem za panem. Wiedziałem, że u Apaczów Mescalero dowiem się napewno, gdzie pana można znaleźć. Pojechaliśmy tak daleko, jak się dało, przez Arkanzas, poczem wzięliśmy konie, aby przez Santa Fé dostać się nad Rio Pecos.
— My? A zatem nie jesteś sam?
— Nie. Mój kuzyn Droll był ze mną.
— Poczciwa ciocia Droll? A gdzież on teraz? Gdzie go zostawiłeś?
— Wcale go nie zostawiłem. Pytacie, gdzie jest? Leży w łóżku.
— Tutaj?
— Tak.
— Ależ, Franku, dlaczegóż go nie zbudzisz?
— Ponieważ odrobina snu bardzo mu posłuży. On chory.
— Chory? W takim razie muszę go odwiedzić. Choroba na dzikim Zachodzie jest czemś zupełnie innem, aniżeli w domu. Czy niebezpieczna?
— Nie, ale bolesna, jak się zdaje.
— Jakież to cierpienie?
— Bardzo osobliwe. Nigdy o takiem nie słyszałem i nie chciałem wierzyć z początku. Droll ma w nogach wyspę Ischię.
— Wyspę... Ischię? — zapytał Old Shatterhand —
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/130
Ta strona została skorygowana.
— 94 —