Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/137

Ta strona została skorygowana.
—  99   —

mało trudu, aby mego Drolla jakoś odpowiednio poskładać do kupy, ciągnąłem go i szarpałem za nogi, potrząsałem i popychałem go z tyłu, dopóki nareszcie nie zerwał się, ale z bólu, nie wskutek polepszenia się na zdrowiu. Potem z biedą wywindowałem go na konia, oczywiście mojego, a nie na jego, gdyż od tej chwili nie znosił potykania się. Twarz mu pobladła i zapadła, oczy zasunęły się w jamy, a postać jego straciła pewnie w dwu dniach pięć, albo sześć funtów. Pomyśl pan sobie: całe dwa dni! Tyle czasu nam zeszło, zanim przybyliśmy do fortu Manners. Nigdy tych dwu dni nie zapomnę. Te jęki, te wzdychania, te skargi, to skomlenie i te lamenty! Serce mi pękało, ale potykałem się dalej dzielnie na siwku. Bóle wzmagały się w tym stopniu, że dziękowałem Stwórcy, kiedy ujrzeliśmy fort Manners. Tam zabrali się do niego lekarze z bańkami, ciastem gorczycznem i z hiszpańskiemi muchami, pochodzącemi, jak się zdaje, z wyspy Ischii. Biedak musiał nawet pić terpentynę, czego człowiek rozsądny nawet bez choroby nie czyni.
— Czy mu się polepszyło? — spytał Old Shatterhand.
— Z czasem. Po tygodniu mogliśmy pomyśleć o powolnej dalszej jeździe. Wytrzymał aż dotąd, tutaj jednak uczuł, że musi przez kilka dni wypocząć.
— Od kiedy tutaj jesteście?
— Od przedwczoraj. Jutro ruszamy dalej.
— Dokąd?
— Do Santa Fé.
— To już słyszałem, ale idzie mi o to, dokąd najpierw stąd zamierzacie się udać.
— Przez Alder - Spring do Roofzide.
— To byłoby wprawdzie dobre, gdyż wiem, że znacie tę drogę, bo jechaliście nią przedtem ze mną, tym razem jednak mogłaby się stać dla was zgubną i to jutro właśnie w najwyższym stopniu.
— Czemu?
— Ponieważ Czarny Mustang będzie tam ze znacz-