Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/143

Ta strona została skorygowana.
—  105   —

roką preryę, przez którą płynęły połączone w jeden strumienie. Z soczystych traw wychylały się krzaki, podobne do pozasuwanych za siebie kulis i ułatwiające skradanie się większym nawet oddziałom.
Zdarzenia w Firwood-Camp i zamiary ludzi, biorących udział w wypadkach, kazały przewidywać, że dzień dzisiejszy przyniesie ważne i niebezpieczne rzeczy.
W przekonaniu, że Old Shatterhand i Winnetou pojadą do Alder - Spring, ruszyli Komancze naprzód, aby tam na nich zaczekać i wziąć ich do niewoli. Aby tego dokonać, musieli, zwłaszcza wobec takich ludzi jak wymienieni, być nadzwyczaj ostrożni. Chodziło o to, żeby ci nie domyślili się obecności Komanczów koło źródła i jesionów, a nawet przybywszy tam, nie dowiedzieli się, że Czarny Mustang znajduje się tam ze swoimi ludźmi. To też rozumiało się samo przez się, że Indyanie nie udadzą się prosto do źródła, lecz ukryją się w pobliżu. Ale gdzie? To było najważniejsze pytanie.
Dla Winnetou i Old Shatterhanda nie trudno było wniknąć w myśli i rachuby Indyan. Ponieważ Alder-Spring leżało po prawej stronie doliny, przeto było do przewidzenia, że przeciwnicy będą się trzymali lewej i wyjadą trochę dalej na preryę, aby potem zawrócić i nadejść z przeciwnej strony, a w ten sposób nie wzbudzić podejrzenia przez zdradzieckie ślady. Zbliżywszy się do źródła od strony preryi, byliby Komańcze ukryli się, aby zaczekać na tych, przeciwko którym wyruszyli, podejść ich, osaczyć i napaść na nich. Kto chciał Indyan uprzedzić i śledzić ich, musiał jeszcze dalej wyjechać na preryę i zakreślić łuk jeszcze większy. To powiedzieli sobie Old Shatterhand i Winnetou i z tego powodu nie udali się z Rocky - Ground wzdłuż Ua - pesz, lecz skoro tylko zaczęło dnieć, skręcili w lewo i pojechali na sawannę.
Po burzy dnia poprzedniego nastąpił przecudowny ranek. Promienie słońca zmieniały każdą kroplę rosy, wiszącą na trawach lub listkach, w brylanty, powietrze było ożywcze, świeże i czyste, a przyroda roztaczała się