brą kryjówkę, gdzie czterech jeźdźców mogło ukryć się z końmi, podczas gdy Old Shatterhand i Winnetou wspięli się na górę, aby stamtąd czuwać nad doliną.
Spotkanie się czterech ziomków na dzikim Zachodzie w gąszczu Corner-Top było istotnie rzadkim wypadkiem. Frank też zauważył:
— Zupełnie, jak gdyby nas dzikie gołębie razem pozbierały.
— Czemu dzikie, a nie swojskie? — zapytał Haz.
— Pan tego nie rozumiesz? Bo na Zachodzie nie żyją swojskie.
— Well! Masz pan słuszność, kochany panie Franku.
— Ja zawsze mam słuszność. Z tego poznasz mnie pan niebawem, podczas gdy pod innymi względami przeważnie trudno mnie przejrzeć. To właśnie jest jedną z największych mądrości naszego podsutannowego żywota, że człowiek zachowuje dary swoje wyłącznie dla siebie. Zapoznanym być nie można. Co najwyżej będą człowieka uważali za głupiego. Dla tego ja trzymam zazwyczaj błyski mojego ducha w zamkniętej puszce i tylko bardzo przezemnie uznawani ludzie mogą się z mojej strony doczekać tego chlornatrium, że pozwolę im wniknąć w głębię mojego rozumu i wynieść stamtąd skarby, jak na skrzydłach strzelistej modlitwy. Taka uprzywilejowana i poświęcona godzina nadeszła obecnie dla was. Chcecie zapewne wiedzieć, w jaki sposób uporamy się dziś z Komanczami. Jestem skłonny udzielić wam koniecznych wyjaśnień i pozwolić, żebyście zwrócili się do mnie z zapytaniami. Mów najpierw ty, kochany kuzynie Droll.
Droll nie chciał się sprzeciwiać, znając jednak wartość oczekiwanych wyjaśnień, potrząsnął tylko głową i powiedział:
— Czemuż ja, kochany Franku? Ja znam ciebie już oddawna i gotów jestem chętnie oddać pierwszeństwo obu tamtym panom. Człowiek powinien być uprzejmym.
— Masz słuszność! Znałem pewnego profesora zoologii, który zwykł był tak zawsze mawiać: „Uprzejmość
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/146
Ta strona została skorygowana.
— 108 —