Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/147

Ta strona została skorygowana.
—  109   —

jest tem przyzwyczajeniem, którego nie należy się odzwyczajać“. Co powie taki zawodowiec, to zawsze oparte jest na słusznej podstawie. Niechaj zatem Kaz powie, czego się chcecie odemnie dowiedzieć.
— Ja? — zapytał wymieniony. — Czego chcę się od pana dowiedzieć?
— No, tak.
— Nic nie chcę wiedzieć, wcale nic!
— Co? Nie, wcale nic? Czy to być może? — zapytał Frank w najwyższem zdumieniu.
— Zupełnie nic — odpowiedział Kaz.
— A pan, panie Haz?
— Także nic — odrzekł zagadniąty.
— Także nic? Naprawdę?
— Wcale nie żartuję.
Na to zrobił Frank minę, jakby się stało coś dlań zupełnie niepojętego, poczem twarz jego przybrała wyraz wątpliwości, a nareszcie gniewu.
— Czy może być coś podobnego? — zawołał. Czy dożył kto już takiej rzeczy? Nic nie chcecie wiedzieć, wcale nic! To niesłychane! Czy mogą rzeczywiście istnieć ludzie, którzyby utrzymywali, że już ani nic słyszeć, ani niczego nauczyć się nie potrzebują od myśliwca na preryi i niszczyciela niedźwiedzi, Heliogabala Morfeusza Edwarda Franka? Jesteśmy na zasadzce, aby Indyan podsłuchać, zamierzamy podejść ich i zwyciężyć, zamiar ten można przeprowadzić tylko dzięki obecnej tu mojej indywidualności, a na ziemi żyją istoty, które sądzą, że niczego odemnie nie potrzebują! To przechodzi już wszelkie granice, to obala całą moją miłość bliźniego. Okrywam głową rzymską jedwabną mantylą i nie wtrącam się ani słowem do niczego. Ale kiedy nadejdą nieprzyjaciele Komancze, kiedy to będzie znaczyło tyle, co „Hannibal ad Boardinghouses“, kiedy trwoga na nich padnie i bieda dosięgnie swego szczytu, wówczas przyjdą mnie prosić o pomoc. Ja jednak podziękuję za skisłą wątrobiankę i zamknę uszy na ich lamenty, jak się zasuwa drzwi, kiedy się kładzie do łóżka.