ten drugi ma zostać, ale Winnetou odgadł natychmiast gdyż skinął lekko głową i rzekł:
— Aby zaczekać na Ik Senandę, który chciał oszukać i zdradzić białych mężów z drogi konia ognistego. Wczoraj wieczorem wyjechał za Komanczami i nie mógł ich znaleźć z powodu ciemności. Ponieważ jednak zna drogę to niewątpliwie dziś, kiedy się jaśniej zrobiło, natknął się na ich ślady i nadjedzie tutaj niebawem. Niech mój biały brat tu na niego zaczeka, a ja zejdę, by się dowiedzieć, gdzie Komancze wybrali sobie kryjówkę.
Tak więc obaj rozstali się na razie. Old Shatterhand nie myślał bynajmniej o niebezpieczeństwie, w jakiem znajdował się razem z towarzyszami, gdyż, kto codziennie prawie naraża się na nie, ten się z niem już tak zżyje, że dla niego nie wygląda ono już na niebezpieczeństwo. Zdarzało się nawet, że mu nieswojo było kiedy niebezpieczeństwa brakło, a z niem razem wytężenia wszystkich duchowych i cielesnych władz i zdolności.
Minęła znowu godzina, potem jeszcze jedna, a oczekiwany ciągle się jeszcze nie pokazywał, chociaż powinien był już tam być dawno. Old Shatterhand nie stracił jednak cierpliwości, wiedząc, że sto rozmaitych powodów mogło zatrzymać w drodze zdradzieckiego półindyanina. Dopiero po upływie jeszcze pół godziny zobaczył go, jak spieszył tropem Komanczów na preryę.
Mógł więc dopiero za godzinę stanąć pod Corner-Top. Old Shatterhand opuścił wobec tego swoje stanowisko i zeszedł jak najszybciej do towarzyszy. Zastał ich tam, gdzie ich zostawił, a z nimi Winnetou. Kiedy oznajmił, że widział mieszańca, zauważył Apacz:
— To bardzo się spóźnił. Czy mój brat się domyśla, co go zatrzymało?
— Mogło być wiele powodów do opóźnienia jazdy — rzekł Old Shatterhand.
— Kto wie, czy był do tego zmuszony, czy nie uczynił tego z własnej woli?
— Byłoby mi najprzyjemniej, gdyby po swej po-
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/156
Ta strona została skorygowana.
— 116 —