oglądał metys broń, jak mu się przytem oczy iskrzyły, słyszeli okrzyki zachwytu, których nie powstrzymywał, sądząc, że w tej odległej okolicy jest zupełnie sam i bez świadków. Okoliczność, że trzymał w ręku trzy najlepsze strzelby dzikiego Zachodu, napełniła go rozkoszą, jakiej sobie przedtem nie wyobrażał.
Niedługo oczywiście na tem używał, bo niebawem miał się ocknąć z tego zachwytu w sposób, wcale niespodziewany. Winnetou rozsunął zlekka gałązki i przecisnął się pomiędzy niemi niedosłyszalnie. Old Shatterhand uczynił to z tą samą ostrożnością. Później się wyprostowali. W kilku krokach, których nawet bystre ucho mieszańca nie zdołało usłyszeć, znaleźli się tuż za nim. W tej chwili właśnie mówił on do siebie z promienną od radości twarzą:
— Tak, to przepyszna srebrna rusznica Apacza. To ciężka strzelba na niedźwiedzie, ważąca tyle co trzy inne, a to niezrównany sztuciec Henryego białej „grzmiącej ręki“, o którym zabobonni Indyanie bają, że jest zaczarowany. Ja to wiem oczywiście lepiej, o wiele lepiej. Czary polegają na tem, co blade twarze nazywają konstrukcyą i na wielkiej celności, z jaką Old Shatterhand zwykł wysyłać kule. Nie wypuszczę już z ręki tej strzelby. Nawet Tokwi Kawa nie dostanie jej już na powrót, chociaż jest ojcem mojej matki. Będę się ćwiczył dopóty, dopóki z tej zaczarowanej strzelby nie będę tak strzelał, jak Old Shatterhand, a potem sława moja rozszerzy się jeszcze dalej, niż jego!
Wtem usłyszał głos białego myśliwca:
— Nie marz o sławie, nędzny mieszańcze! Nie nauczysz się nigdy używać tej strzelby!
Metys odwrócił się w najwyższem przerażeniu i zobaczył Winnetou i Old Shatterhanda tuż obok siebie. Przerażenie to było w tej chwili tak wielkie, że nie zdobył się narazie ani na jedno słowo i stał się na chwilę niezdolny do żadnego ruchu.
— Tak — powtórzył Old Shatterhand z uśmiechem. — Nie nauczysz się nigdy z niej strzelać, gdyż po pierw-
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/174
Ta strona została skorygowana.
— 130 —