Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/184

Ta strona została skorygowana.
—  140   —

żemy cię do twego konia, a ty poddaj się temu bez oporu, gdyż mamy sporo środków do tego, żeby cię zmusić do posłuszeństwa!
Metys wyrzekł się wszelkiego oporu. Jeśli był dlań jaki środek wydostania się z niewoli, to jedynie w jego przebiegłości, a ponieważ on posiadał ją w znacznym stopniu i nie wątpił, że tych sześciu ludzi, w których ręku się znajdował, nie da rady Czarnemu Mustangowi, przeto spodziewał się z niejaką pewnością, że jego położenie obecne nie potrwa długo.
Był przekonany, że biali udadzą się z nim tropem Komanczów i skręcą na wspomnianą dolinę. Zdziwił się więc bardzo, kiedy po wyruszeniu zobaczył, że prowadzący pochód Old Shatterhand i Winnetou pojechali prawie w przeciwnym kierunku, nie dokoła Corner Top lecz ku Ua-pesz. Nie mógł sobie wyobrazić powodu takiego okrążania, zwłaszcza że jechali prawie ciągle cwałem, co nakazywało wnosić o pośpiechu. Dopiero kiedy ujrzał szyny, wychylające się z otwartej preryi i zbaczające ku skalnej dolinie, zaczął w nim majaczyć domysł, który napełnił go wielkim niepokojem. Ponieważ zapomniał o panowaniu nad sobą, przybrała twarz jego wyraz trwogi. Zauważył to Hobble-Frank, ponieważ jeniec jechał pomiędzy nim a Drollem.
— Mina, jaką ten drab teraz robi — rzekł Frank po niemiecku, aby skut nie zrozumiał — jest dla nas prawdziewem gaudeamus abbreviatur, kochany Drollu. Tak mnie to w duchu bawi, że z trudnością powstrzymuję się od głośnego śmiechu. Czy na tobie także to takie wrażenie robi?
— Tak — odparł kuzyn. — Metys pozna teraz, jakiego właściwie konia miał nasz Old Shatterhand na myśli.
— Jakiego konia?
— Konia, co umie latać. Czyż tego nie słyszałeś?
— Oczywiście, że także słyszałem. On myślał o lokomotywie, którą niebawem polecimy do Firwood-Camp. Czy przypuszczasz, że będziemy tam prędzej od Czar-