Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/185

Ta strona została skorygowana.
—  141   —

nego Mustanga? To byłoby okropne, gdyby się nam nie udało dostać do obozu przed tymi czerwonymi łajdakami!
— Tak, ponieważ zginęliby wszyscy tamtejsi ludzie, ale ja jestem pewien, że w sam czas przybędziemy. Old Shatterhand i Winnetou niewątpliwie tak dokładnie sobie czas obliczyli, że zbyteczne byłyby obawy. Przecież pojedziemy zaraz, jak gdyby dyabli pędzili za nami. Jeszcze nigdy tak nie goniłem jak dzisiaj.
— Ja także nie, ale mnie się to podoba. To przyjemne uczucie pędzić tak na grzbietach pegazów po ziemskiej Ameryce Północnej. Człowiek doznaje wrażenia, jak gdyby przybrał postać ptaka, a ja nawet mam pomiędzy łopatkami poetyczne uczucie, jak gdyby mi pękła tam wierzchnia skóra, aby zrobić miejsce skrzydłom, albo dwom jak u ptaków, albo czterem, jak u motyli i ciem nocnych. Taka jazda jak obecna jest prawdziwem artystycznem uczuciem, ale dla ciebie, mój biedaku, będzie oczywiście znacznem heroskopijnem natężeniem.
— Dla mnie? A to czemu? Czy sądzisz może, że nie jeżdżę tak samo jak ty?
— Tego nie sądzę, ale przed mojemi niewidzialnemi oczyma unosi się twoja choroba, twoja wyspa Ischia. Pewnie dolegają ci wielkie boleści!
— Bynajmniej! Z wyspy niema ani śladu. Nie czuję jej ani z tyłu w krzyżach, ani z dołu w nogach.
— To cudownie! Oby tylko nie pokazała się i nie zmartwychwstała w innej stronie ciała! Takie choroby błąkają się po żywem ciele podstępnie i anonimowo, jak to się mówi u książąt, in cognaco. Człowiek o nich wcale nie wie, dopóki nie wystąpią nagle na jakiemś miejscu, które zresztą wcale nie nadaje się do tego.
— Tego ja nie przeczuwam. Mam wrażenie, jak gdyby Winnetou pomógł mi na całe życie. Twoja wyspa nie myśli już usadowić się we mnie, to jest mi bardzo na rękę, gdyż dziękuję za takie boleści, jakie przebyłem. Wogóle choroba i ciocia Droll nie istniały jeszcze razem, jak długo żyję!
Miłego i poczciwego Altenburczyka nazywano cio-