tyczyły nas. On teraz do was należy, lecz postarajcie się, żeby nam dziś szkody nie wyrządził!
— Co do tego, mr. Shatterhand, to możecie święcie zaufać, że z tej studni nie wyjdzie, dopóki nie dam na to wyraźnego rozkazu. A zatem przeciągnijcie mu sznur pod pachę i na dół z nim!
Gdy potem skut znowu zaczął trącać dokoła siebie związanemi rękami i nogami, przywiązano go do progu kolejowego i spuszczono do studni po dobrej dawce kijów, która skłoniła go do milczenia i spokoju. Inżynier był o wiele mniejszym filantropem niż Old Shaterhand.
Zresztą zarządził niejedno w czasie od rana do teraz. Robotnicy oglądnęli i nabili broń, maszyna stała napalona, a wozy do jazdy do Firwood - Camp przygotowane.
Sześciu westmanów otrzymało tak doskonały obiad, jaki był możliwy w danych warunkach. Podczas jedzenia opowiedzieli inżynierowi o wypadkach owego dnia.
— To udało się lepiej, o wiele lepiej, aniżeli sądziłem — rzekł inżynier. Cieszy — mnie bardzo, że dostaliśmy w ręce tego łotra metysa. Nie rychło nadarzy mu się sposobność do takich planów i zamachów! A czerwoni wrócili rzeczywiście do Firwood - Camp, aby napaść na obóz? Dopomożemy im w tem. Cieszę się z tego, ogromie się cieszę, naprawdę!
— Liczyłem rzeczywiście na was i waszych ludzi — zauważył Old Shatterhand — gdyż na tamtejszego inżyniera nie można się spokojnie zdać.
— Święta prawda! Jest on wprawdzie moim kolegą, a o koledze należy się wyrażać tylko po koleżeńsku, lecz on nazywa się przypadkowo Leveret[1], a odwaga jego usprawiedliwia niestety nazwisko. Chińczycy nie wchodzą wcale w rachubę, gdyż na widok pierwszego Indyanina rozbiegną się na cztery wiatry. Taki pan z warkoczem, gdyby dostał flintę do ręki, zrobiłby to samo co karp, od któregoby się żądało odbycia podróży
- ↑ Zajączek.