Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/192

Ta strona została skorygowana.
—  146   —

rozporządzacie pod tym względem, mr. Swan? Trzebaby je oczywiście stąd zabrać, ponieważ z Firwood-Camp nie możemy niczego zażądać, gdyż chcemy, by tamci nie wiedzieli o naszych krokach.
— Wszystko będzie w największym porządku, mr. Shatterhand. Kiedy szło o szybkie wykończenie tej przestrzeni, musieliśmy często pracować w nocy przy świetle pochodni, to też zostało nam ich sporo. Mamy także beczki z naftą rozmaitej wielkości.
— Przewóz beczek byłby zbyt uciążliwy, chociaż bardzoby się nam przydało, gdybyśmy w samem wejściu podpalili jedną beczkę. Przez taki płomień nie odważyliby się Komancze przejść.
— Well! W takim razie poradzimy sobie. Mamy dźwigary, sznury i wszystko, czego potrzeba do przewozu beczek.
— Dobrze! Lecz pamiętajcie, żeby się wszystko odbyło bez hałasu i bez pozostawienia wpadających w oko śladów.
— Bądźcie spokojni! Mam tu ludzi, którym mogę zaufać. Sporządzimy prędko pewną ilość lontów. Wyznaczcie mnie na ogniomistrza i starszego inspektora oświetlenia. Zapewniam, że będziecie ze mnie zadowoleni. Czy się zgadzacie, sir?
— Tak. Zarządźcie wszystko i postarajcie się, żebyśmy zawczasu przybyli do Birch-hole. Dokładniejsze postanowienia poweźmiemy dopiero po oglądnięciu terenu.
Dzięki wielkiej baczności i troskliwości inżyniera przygotowania ukończono niebawem. Konie zostawiono pod bezpiecznym dozorem, a nad studnią, w której siedział skut, postawiono straż. Następnie odjechał napełniony szczelnie pociąg, o czem nie zatelegrafowano do Firwood-Camp. Wszyscy robotnicy kolejowi wzięli z radością udział w wyprawie, a gdy pociąg dojechał do oznaczonego punktu, wysiedli wszyscy bez najmniejszej obawy o wynik całej sprawy, albo o siebie. Miejsce, z którego pociąg zawrócił, leżało tak daleko od Firwood-