Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/204

Ta strona została skorygowana.
—  156   —

— O, co do sławy, to nie mnie się ona należy, lecz Winnetou i Old Shatterhandowi. Zwróćcie się zatem do tych gentlemanów, gdybyście z żądzy do walki zapragnęli dać Indyanom poczuć siłę swych wypróbowanych pięści.
— Dziękuję, sir, rzeczywiście bardzo dziękuję! Jestem inżynierem, a nie westmanem i pogromcą Indyan. Pocobym zabijał ludzi, chociażby to byli czerwoni, skoro dotychczas nie zrobili mi jeszcze nic złego! Nie mogę jeszcze ochłonąć ze strachu.
— Ale wam powierzono to miejsce, mr. Leveret. Właściwie powinniście chwycić za broń!
— Właściwie, tak! I uczyniłbym to chętnie, gdyby tylko było potrzeba. Ponieważ jednak są już tutaj ci sławni gentlemani i wy ze swoimi robotnikami, przeto nie rozumiem, dlaczego miałbym uszczuplać wasze zasługi. Pomówię zresztą z moimi ludźmi. Tym, którzy zechcą walczyć z czerwonymi, pozwolę się przyłączyć. Mnie jednak proszę nie liczyć!
— Well, to żegnajcie! Ale bez waszych ludzi zupełnie się obejdziemy, a z chińskimi właścicielami warkoczy nie wolno wam się pokazać!
— Już dobrze, dobrze! Zaraz tam będę i zakażę im surowo wam przeszkadzać.
Cofnął się zadowolony, że tak tanio wykpił się z tego obowiązku. Poprzedniego dnia tak pełen był zapału dla bohaterstwa Old Shatterhanda i Winnetou, że można było pomyśleć, iż to człowiek energicznego i odważnego charakteru, tymczasem pokazało się, że był tchórzem. Zdarza się często, że ludzie, podziwiający drugich, nie mają ani odrobiny ich właściwości, a nawet odznaczają się przeciwnemi. Inżynier Swan nie uważał nawet za stosowne spojrzeć za nim i rzekł, wzruszając ramionami:
— Sprawdza się to, co powiedziałem, panowie: Nazywa się tylko Zajączek, a jest potężnym nawet zającem. Takich ludzi najlepiej w chwilach niebezpieczeństwa trzymać jak najdalej od siebie. Ale słuchajcieno, co się tam dzieje?