póki ja będę przy was. Wyślijcie więc na górę dwu ludzi, jednego na prawo, a drugiego na lewo, aby zapobiegli tej niewłaściwości. Niechaj każdy zachowuje się spokojnie i nie czyni żadnych kroków zaczepnych, dopóki ja nie dam znaku do tego!
— Well! Ale czy czerwoni zostawią nas potem w spokoju?
— Będą się wystrzegali przedsięwziąć cokolwiek przed brzaskiem dnia, zwłaszcza że wódz znajduje się w naszej mocy.
— O tem jeszcze nie wiedzą!
— Rozwiążemy obydwu pojmanych strażników i poślemy do nich do parowu. Czas już także pomówić z Czarnym Mustangiem. Sprowadźcie jego i tamtych dwu tu gdzie jest jaśniej i gdzie można będzie lepiej im się przypatrzyć, aniżeli w ciemności.
— Czy jeńcom całkiem pozdejmować pęta?
— Teraz nie jeszcze, odwiążcie ich tylko od drzew, przyprowadźcie tu i połóżcie na ziemi tak, żeby światło padało im na twarze! Chciałbym ich widzieć dokładnie w chwili, kiedy nas poznają.
— Czy mogę odpowiedzieć im, jeśliby o co zapytali, a zwłaszcza wódz?
— Mówcie tylko ogólnie i nic ważnego. My oddalimy się cokolwiek, a potem niepostrzeżenie przystąpimy z tyłu, aby usłyszeć, o czem z wami będzie rozmawiał i co myśli o swem położeniu.
Inżynier udał się do świerkowej gęstwiny, a Old Shatterhand i Winnetou odeszli kawałek, aby ich Czarny Mustang zaraz nie zobaczył. Niebawem przyniesiono go na miejsce i położono w sposób wymieniony na ziemi razem z obydwoma strażnikami. Głowami tak byli zwróceni, że nie mogli widzieć Old Shatterhanda i Winnetou, stojących za nimi. Ci zbliżyli się krokiem powolnym i cichym na taką odległość, żeby móc słyszeć dokładnie, o czem będą mówili jeńcy.
Inżynier stał przed nimi w milczeniu, patrząc na nich badawczo. Wodza gniewało to spojrzenie, zwłaszcza
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/208
Ta strona została skorygowana.
— 160 —