Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/216

Ta strona została skorygowana.
—  166   —

za głupich chłopaków! Mam wielką ochotą zdjąć z niego tę starą bluzę, aby jego skóra zapoznała się z dobrym kijem!
Old Shatterhand mówił dalej zwrócony do wodza:
— Przyznaję zupełną słuszność temu białemu gentlemanowi. To niesłychane tchórzostwo kłamać w tem położeniu z taką pewnością siebie. Ja nie wypierałbym się moich czynów i zmusiłbym tem nieprzyjaciela do szacunku dla siebie.
— Czego Tokwi Kawa nie zrobił, do tego nie może się przyznać — odpowiedział Komancz.
— Więc rzeczywiście nie byłeś tu wczoraj wieczorem?
— Nie!
— Nie rozmawiałeś z dwoma Chińczykami?
— Nie!
— I nie odebrałeś im trzech naszych strzelb?
— Nie!
— I nie odjechałeś z naszymi końmi?
— Nie!
— Ale tego już chyba nie zaprzeczysz, że znasz swego wnuka Ik Senandę?
— Znam go.
— On przezwał się tutaj Yato Indą.
— To stanowczo błędny domysł, gdyż wnuka mego nigdy tutaj nie było.
— A gdzie on teraz?
— Na pastwiskach naszego szczepu.
— W takim razie sam nie wiesz, gdzie on się teraz znajduje.
— To będzie pewnie w domu.
— Nie. Zostawiłeś go dziś rano samego na Corner-Top.
Wódz przymknął na chwilę oczy, może, aby ukryć nagły przestrach, poczem odrzekł szyderczo:
— Old Shatterhand miewa widocznie sny, nawet gdy nie śpi.
— Pshaw! Zostawiłeś go tam na straży przy strzelbach, które nam ukradziono.