do poddania się. Czy ty zadasz sobie trudu, by wywalczyć nam życie u bladych twarzy?
— Dotrzymam nawet więcej, niż obiecałem — odrzekł myśliwiec. — Przyrzekłem ci, że użyję całego mojego wpływu. Ponieważ teraz byłeś tak posłuszny, zapewniam cię usilnie, że życie i wolność wasza zostaną nienaruszone.
Na to wybuchnął Komancz przeraźliwym śmiechem i błysnął ku Old Shatterhandowi wzrokiem, pełnym nieskończonej nienawiści:
— Posłuszny? Ja wobec was? Czy lew słucha wilka, albo bawół śmierdziela? Co ty sobie myślisz? Kto ty jesteś? Ropiejąca bolączka, którą wytnę z ciała białej rasy i zostawię w odległym kącie sawanny, żeby tam gniła! A kim jest Winnetou? Najbardziej pogardy godnym i najtchórzliwszym z Apaczów. To trucizna, którą z odrazą wypluję i nogą zakopię w ziemi! Czy utraciłeś resztkę mózgu w lodzie ubiegłej zimy, że śmiesz twierdzić, iż Czarny Mustang był ci posłusznym? Przysięgam ci na Wielkiego Manitou i na duchy wszystkich naszych wodzów, za którym podążymy do wiecznych ostępów, że przyjdzie czas, kiedy się dowiecie, kto ma rozkazywać, a kto słuchać! Teraz jednak zdmuchuję cię precz od siebie, jak się zdmuchuje muchę smrodliwą z mięsa. Idź precz odemnie! Niedobrze mi się robi, kiedy patrzę na ciebie!
Jedyną spokojną odpowiedzią Old Shatterhanda było zapytanie:
— Czy chcesz może swoje życie przegadać? Jesteś jeszcze naszym jeńcem, nie wolnym!
— Pshaw! — zaśmiał się pogardliwie. — Tokwi Kawa nie pozwoli się zastraszyć! Old Shatterhand powiedział, że nasze życie i wolność są zapewnione.
— Ach! Czy tak polegasz na mojem słowie? Czy wiesz, jaki zaszczyt mi tem wyświadczasz? Nie łudziłeś się zaiste. Wypluj na mnie całą złość swoją, ja mimoto dotrzymam tego, co przyrzekłem.
— Ale tylko ze strachu przed nami, gdyż plemię
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/241
Ta strona została skorygowana.
— 187 —