— Ale ty będziesz je mimoto nosił, ponieważ ja ci je daruję, a przyzwyczajony jestem, żeby szanowano moje dary.
— Schowaj je sobie. Ja ich nie chcę!
— Czy chcesz, czy nie chcesz, o to nie pytam. Przeznaczone są dla ciebie, dlatego każę ci je teraz przyczepić.
— Poważ się to uczynić! — krzyknął czerwony — Nie zapominaj o tem, że jestem wodzem!
— Pshaw! Wiesz bardzo dobrze, że ja także jestem wodzem białych myśliwców, a zarazem wodzem Apaczów, którzy obdarzyli mnie władzą, równą władzy Winnetou. A jak ty przedtem do mnie przemawiałeś? Czy sądzisz, płazie, że ja powinienbym w tobie wodza uczcić, którego ty we mnie wyszydziłeś? Nie jesteś już niczem w moich oczach, jak tylko czerwoną maszkarą, której przyczepię chińskie warkocze ku poważnej przestrodze twych wojowników, ażeby znowu któryś z nich nie ośmielił się pomyśleć, że Winnetou i Old Shatterhand to chłopcy, z którymi można robić, co się komu spodoba!
Oczy Tokwi Kawy stanęły słupem. Zagryzł wargi i syknął złowrogo:
— Przestrzegam cię! Nie hańb głowy wodza tymi odpadkami żółtych psów!
— Ty mnie przestrzegasz? Ja przestrzegałem cię także przedtem, a czy mnie posłuchałeś? Teraz przychodzą skutki tego, że nie wierzyłeś mi, kiedy ci mówiłem, iż pożałujesz owych obelg. Będziesz nosił te „odpadki żółtych psów“, a ja postaram się, żeby ci było z tem wygodnie. Zdobi cię nie tylko lok skalpowy, lecz także pełne włosy. Tej czupryny i warkoczy byłoby dla twej głowy za wiele. Dlatego każę ci teraz włosy uciąć, aby zrobić miejsce na włosy Chińczyków.
Gdyby był piorun strzelił tuż obok Tokwi Kawy, nie byłby wywołał w nim większego przerażenia. Oczy wyszły mu z orbit, a rysy twarzy przybrały wyraz jak u dzikiego zwierzęcia. Pomimo więzów podniósł się do
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/249
Ta strona została skorygowana.
— 193 —