Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/252

Ta strona została skorygowana.
—  196   —

się niegodnym swego dotychczasowego imienia, a przedtem, kiedy przesłuchiwaliśmy go, był tak tchórzliwy że wypierał się swoich zamiarów. Wobec tego wykreślamy go z szeregu odważnych czerwonych wojowników. Stracił on też prawo noszenia swego leku. Odbieramy mu go a przywieszamy natomiast inny, mianowicie włosy „żółtych psów“. Na cześć tego nowego leku będzie się on odtąd nazywał Mungwi Eknan Makik. Old Shatterhand tak powiedział!
Są wypadki w życiu Indyanina i przedmioty, mające dlań nadzwyczajne, głęboko sięgające znaczenie. Najważniejszem zdarzeniem jest nadanie imienia, a najważniejszym przedmiotem worek z lekami. Indyanie nie nadają dzieciom imion, ani nazwisk i każdy musi je sam sobie zdobyć, zasłużyć na nie przez wibitne czyny lub zalety. Jeśli te zalety utraci, lub spowoduje zapomnienie czynów, odbiera mu się jego imię, a on musi, o ile z powodu utraty czci nie wykluczy go plemię, starać się o nowe wśród wielu niebezpieczeństw. Zaszczytne imię posiada zatem dla Indyanina taką samą wartość jak życie.
Podobnie przedstawia się rzecz z lekiem, którego mozolne zdobywanie jest często w związku z nadaniem imienia. Słowo lek nie ma tam takiego znaczenia, jak u białych. Gdy pierwsi biali przybyli do Indyan, nie znali czerwoni leków bladych twarzy. Działanie ich było dla Indyan niewytłómaczone, uważali je za czary, za coś pochodzącego od dobrego lub od złego ducha. To też z czasem przyzwyczaili się nazywać wszystko, co łączyli z wpływem boskim, zasłyszanem od białych słowem: „lek“.
Teraz się czasy zmieniły. Zniknęły trzody bawołów i mustangów, a wraz z niemi żylaste, silne postaci czerwonych wojowników i białych westmanów. Ludzie, jak Old Firehand, Old Surehand, Sam Hawkens, których sławą rozbrzmiewały usta wszystkich, przeszli już niemal do baśni, a gdy kto słyszy, że Old Shatterhand jeszcze żyje, a nie widział go sam, jest skłonny to także za