Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/255

Ta strona została skorygowana.
—  199   —

Kiedy z czasem czerwonoskórym zabrakło oddechu, rzekł Apacz głosem, który doleciał do uszu wszystkich, chociaż nie był podniesiony:
— Winnetou sądził, że synowie Komanczów są także ludźmi, lecz ich wrzaski i syki dowiodły mu, że się w błędzie znajdował. Chciał on z nimi postąpić, jak z wojownikami, wziętymi do niewoli, ponieważ jednak bryznęli nań sokiem jadowitych ropuch, obejdzie się z nimi jak z ropuchami i postara się o to, żeby im odebrano ten jad. Nie zbliżą się oni już do nikogo, by go obryzgać, a niebawem dowiedzą się, w jaki to się stanie sposób. Zwleczcie ich z góry i zabierzcie do parowu, gdzie będziemy ich pewniejsi, aniżeli tutaj! Tam naradzimy się, co z nimi zrobić.
Usłyszawszy to Czarny Mustang, zawołał:
— Nie macie się nad czem naradzać! Old Shatterhand przyrzekł nam życie!
— Życie! — odrzekł Winnetou najwzgardliwszym tonem, na jaki się mógł zdobyć. — Gdyby wodza Apaczów spotkało to, co ciebie, to wyrzekłby się ochoty do życia. Wbiłby sobie swój własny nóż w serce. Tymczasem ty skomlisz o dalszy ciąg swojej hańby.
— Psie! — krzyknął Komancz — Ja nie skomlę. Chcę tylko po to żyć, ażeby się na was zemścić, jak się jeszcze nie zemścił żaden czerwony wojownik!
— Pshaw! Spróbuj to zrobić! Jak dalece nie troszczymy się o twój gniew i jak mało boimy się twojej zemsty, pokażemy ci w ten sposób, że wam darujemy życie.
To rzekłszy, odwrócił się z tak upokarzającym ruchem głowy, jaki tylko jemu był właściwy, i ujął Old Shatterhanda za rękę, aby z nim zejść po zboczu. Obaj byli zbyt dumni na to, żeby patrzeć, w jaki sposób wykonają rozkaz Winnetou co do sprowadzenia pojmanych.
Łatwo sobie wyobrazić, że nie odbyło się to zbyt delikatnie, chociaż starano się nie uszkodzić Indyan, widząc, że Apacz tego sobie nie życzy. Na dole obwałowano po jednej stronie ogień w ten sposób, że pomię-