Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/269

Ta strona została skorygowana.
—  209   —

— Także w elementarzu?
— Milcz pan najposłuszniej, skoro mówią ludzie, których słów powinieneś pan słuchać z pełnem szacunku nabożeństwem! Pan nie wyszedłeś nawet poza swój elementarz, ja zaś byłem w Ameryce x razy.
— A ja nie?
— Kiedy to pan byłeś, hę?
— Teraz; siedzę przecież obok pana!
— Pan? Obok mnie? Hm, tak, to prawda; teraz dopiero pana widzę! Nie miałem o tem najmniejszego pojęcia, że się pan przy mnie znajdujesz. Z tego możesz pan wywnioskować dokładnie, że jesteś pan dla mnie niczem, że o pana razem z pańskim elementarzem troszczę się tyle, co o śnieg zeszłoroczny. Ponieważ jednak los łaskawy pozwolił się panu urodzić tam, gdzie mnie, i zostać moim ziomkiem, przeto odczuwam królewsko szlachetne wzruszenie w mojem wnętrzu i zajmę się pańską osobą z uprzejmością i macierzyńską cierpliwością. Bez mego łaskawego współudziału nie odzyskasz pan nigdy spadku, jak trzy razy sześć równa się dziewięć razy siedm, razy pi. Czy wiesz pan wogóle, co to jest pi?
— Nie.
— Oto widzisz pan jasno, jak w dzień, swoją duchową karłowatość! Pi jest przedgłoską i głoską wstępną do wszystkiego, z czego się strzela, w co się dmie, lub na czem się gra palcami. Strzela się z pistoletu, dmucha się w pistong, a gra się na pianinie. Czy przyznajesz pan, że te wszystkie słowa zaczynają się od pi? A zatem zajmę się pańską osobą i spadkiem zupełnie tak, jak bliźniak — to znaczy ja — troszczy się o trojaka — to jest pana. Zachowuj się pan wedle wrodzonych mi przepisów, a doprowadzisz do czegoś i powrócisz do ojczyzny jako szanowany człowiek i poważany Timpe. Jeśli pan jednak zapoznasz mnie całkiem, to możesz się pan zaraz spakować, gdyż nie znajdziesz pan na jarmarku nikogo, ktoby kupił u pana piernik. Być może, że przybyłeś pan do Ameryki na swoje szczęście, ale napewno tylko w tym wypadku, że schylisz pan swoją głowę przed