Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/279

Ta strona została skorygowana.
—  219   —

Przecież postawiłem nad studnią dozorcą! Gdzie on jest? Tam go niema i nigdzie zresztą go nie widzę.
— Uciekł tymczasem ze strachu, zanim jak się wyraził, przeminie u was pierwsza gorączka, mister inżynierze!
— No, to długo poczeka. Gdy powróci, każę go tak oćwiczyć, że to dobrze popamięta! Teraz szukaj skuta, jak wiatru w polu! Ale może nie będzie jeszcze tak daleko, może go jeszcze dościgniemy. Bądźcie zaraz gotowi i...
— Zwolna, sir, zwolna! — przerwał mu Old Shatterhand. — Zbytni pośpiech nie doprowadzi do niczego. Jeśli się dobrze domyślam, to skut jest teraz już tak daleko, że wszelki pościg z waszej strony byłby daremny. Sądzą, że odjechał stąd do Firwood - Camp.
— Nam prosto w ręce? To niemożliwe! Chybaby zmysły postradał!
— Pshaw! On wiedział, że Komancze znajdują się w niebezpieczeństwie i pojechał, aby potajemnie ich ostrzec, ale przyszedł zapóźno. To on zaglądał z góry i do niego strzelił Winnetou, ale nie trafił.
— Tak jest — potwierdził wódz Apaczów. — Tylko przez krótką chwilę niestety go widziałem. Podniosłem natychmiast strzelbą do twarzy, on jednak zauważył równie prędko, że doń wymierzyłem i cofnął głową wtedy właśnie, kiedy pociągnąłem za cyngiel. Gdyby nie to, byłbym go trafił.
— Kula twoja nigdy nie chybia, ale chwileczka to za krótki czas na celny strzał. Zresztą spodziewam się, że ten hultaj stanie nam jeszcze przed lufami. Zostawmy go narazie tam, gdzie jest! Zauważył zapewne, że Komanczów puszczono wolno i pojechał za nimi, by się do nich przyłączyć. Jeśliby zależało na tem, żeby go schwytać, dostałbym go bardzo rychło, postanowiliśmy jednak darować mu wolność, niech więc jej używa bez batów.
— Ależ mnie serce boli — przypomniał się Frank — żeśmy go nie rozmiękczyli, a potem nie wytrzepali!
— Znajdzie się jeszcze czas na trzepanie. Pociesz