Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/292

Ta strona została skorygowana.
—  230   —

— Konie, proch, ołów, strzelby, noże, ubrania i mięso?
— Sprowadzi.
— Gdy się w obozie dowiedzą, co się stało, nietylko nic mu nie dadzą, lecz nas wykluczą.
— Uff! Czy sądzisz, że on będzie taki głupi, aby coś wyjawić. Zakazałem mu mówić cokolwiek, chociaż to było zbyteczne. On wie, gdzie w tych dniach obozujemy, a skoro do wczoraj się nie stawił, musi nadejść dzisiaj.
— Oby Wielki Duch sprawił, żeby nadszedł z mięsem. Ik Senanda zostawił nam swoją strzelbę i nóż. To jedyna broń, którą można coś zdobyć dla zgłodniałych stu wojowników.
— Czy wolno wojownikowi na głód się skarżyć? — skarcił go wódz.
— Tego nikt prócz ciebie nie słyszy, a ty także głód cierpisz. Ja nie boję się ani czerwonych, ani białych nieprzyjaciół, ani dzikich bawołów, ani niedźwiedzia, ale głód to wróg, siedzący w środku. Przeciwko niemu nie poradzi ani podstęp, ani męstwo. Porwie on życie najmężniejszemu i niepodobna temu przeszkodzić. Dlatego nie wstyd o nim mówić i nań się skarżyć.
— Masz słuszność — potwierdził wódz. — Mieszka on także w mojem ciele i przeżera mi wnętrzności. Powiedziałeś, że nie boisz się żadnego wroga; ja także zwyciężałem dotąd każdego, lecz przyszedł taki, który mnie pokonał, dlatego musimy teraz głód cierpieć.
— Któż to taki?
— Siedzi w mem wnętrzu, jak głód, a był nim nieprzezwyciężony gniew na Old Shatterhanda.
— Uff, uff! — przyznał drugi, nie dodawszy ani słowa, ale w tonie tego po dwakroć wydanego okrzyku zawierało się wszystko, co chciał powiedzieć.
— Tak, gniew był wrogiem, który mnie pokonał — ciągnął dalej wódz. Wobec niezwykłej dumy, jaką się odznaczał, mógł tylko głód spowodować te jego skargi na samego siebie. — Gdybym nie był szydził z Old Shatterhanda,