piał straszny głód. Wódz zauważył także tych, którzy przedtem byli odeszli z sieciami, aby złowić jaką zwierzynę. O wynik polowania nie pytał, gdyż widział, że nic nie przynieśli. Natomiast ta okoliczność, że jego zobaczyli bez strzelby, była oznaką, że jeśli nie stracił jej przez jakieś nieszczęście, to polowanie musiało się udać. Zerwali się, zapominając o indyańskiej powadze i zapytali:
— Czy Tokwi Kawa co zastrzelił? Czy jest mięso?
— Tak — odpowiedział. — Głód się już skończył. Zabiłem byka i krowę, a potem cielę.
Na to odezwało się sto radosnych okrzyków, wywołując zamieszanie, które tak pochłonęło czerwonoskórych, że jeźdźca, zbliżającego się z drugiej strony do obozu, nie zauważyli, dopóki całkiem do nich nie dojechał. Był to wnuk wodza, Ik Senanda, którego wysłano do pastwisk Komanczów, aby się postarał o zaspokojenie wyliczonych poprzednio potrzeb, z tem zastrzeżeniem, żeby tam nie wspomniał ani słowem, że wyprawa na Firwood-Camp wzięła obrót tak haniebny i smutny.
Ta misya metysa była jedynem wyjściem dla Tokwi Kawy. W ten sposób mógł do pewnego stopnia ukryć klęskę i utrzymać się przy godności wodza. W stanie obecnym bał się tam pokazać, gdyby jednak, mając broń i konie, pochwycił Old Shatterhanda i Winnetou, zdobyłby sobie wielki zaszczyt. Gdyby potem jeszcze prędko urządził wyprawę przeciwko jakimkolwiek nieprzyjaciołom, czy to białym, czy też poblizkim Apaczom, aby zabrać im skalpy i leki, to straszliwa porażka, jaką poniósł, mogła pójść w zapomnienie, a zarazem ustąpiłyby wszystkie jego troski i obawy, które go teraz trapiły. Wszystko zależało od wyniku misyi, powierzonej wnukowi, można więc sobie wyobrazić, z jaką tęsknotą i napięciem czekano jego powrotu.
Tęsknota miała się spotkać teraz z zaspokojeniem, ale sam wódz wzdragał się na myśl, w jaki sposób to się stać mogło. Gdyby się Ik Senandzie było udało wykonać z dobrym skutkiem jego polecenie, byłby musiał powró-
Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/298
Ta strona została skorygowana.
— 234 —