Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/309

Ta strona została skorygowana.
—  243   —

mu pracować za siebie, a nie płacąc mu ani dolara. Ojciec sądził, że pieniądze są pewne u brata, a gdy na krótko przed śmiercią dowiedział się o wszystkiem, nie chciał zawstydzać stryja przez odkrycie przedemną jego nieprawości. W ten sposób postradałem spadek i to, co byłbym odziedziczył, gdyby ojciec mój był mniej łatwowierny.
— To ładny stryjaszek! Jakżeż on się nazywał?
— Nic mnie to nie obchodzi, nie znam tego nazwiska!
— Co, nie znacie go? Wszak i wasze nazwisko takie same?
— Oczywiście.
— A zatem! Nie zapomnieliście chyba własnego nazwiska! Nazywacie się u nas długi Hum, ale nie powiedzieliście nam, co ma znaczyć to Hum, nazwisko zaś zatailiście przed nami całkiem. Czemu?
— Czemu? Dlatego, że jestem wesoły boy i nie chętnie się złoszczę, na moje zaś nazwisko gniewałbym się, ilekroćbym je usłyszał.
— Z jakiego powodu?
— Ponieważ brzmi wprost śmiesznie, zwłaszcza dla ucha Anglika.
— Hm! Skoro macie tak wybitne poczucie piękna dla pięknie brzmiących słów, to nas może tylko cieszyć, ale co się tyczy straconego spadku, to nie bierzcie sobie tego tak bardzo do serca, gdyż w górach San Juan w Colorado powetujecie to sobie stokrotnie!
— Jeśli nie stokrotnie, to przynajmniej coś znajdziemy, wasza mość, gdyż nie jesteście człowiekiem, któryby zdolny był wodzić za nos ludzi uczciwych aż w góry Rocky.
— Nie, takim rzeczywiście nie jestem. Mam w kieszeni plan sytuacyjny pokładów. Wzbogacimy się, bardzo się wzbogacimy, chociaż może nie tak jak wtedy, gdyby się nam udało tutaj w Sierra Moro odkryć szczęśliwie olbrzymią wprost Bonancę of Hoaka.
— Już dużo razy o niej słyszałem. Szczególna jest